Muszę się do czegoś przyznać – jestem uzależniony. Od koreańskich klusek ryżowych w ostrym sosie, czyli Tteokbokki (떡볶이). To danie to dla mnie kulinarny fenomen. Kiedy pierwszy raz go spróbowałem, nie mogłem uwierzyć, jak coś tak prostego może być tak niesamowicie złożone w smaku. Sprężyste, ciągnące się kluski ryżowe (podobne w konsystencji do naszych kopytek, ale bardziej zwarte) skąpane w gęstym, lepkim, słodko-pikantnym sosie, który ma w sobie tę niesamowitą głębię smaku umami.
Tteokbokki to kwintesencja koreańskiego street foodu, którego historia sięga aż czasów dynastii Joseon. Co ciekawe, pierwotnie była to wykwintna potrawa dworska, serwowana w łagodnej wersji z sosem sojowym. Jego współczesna, ognistoczerwona wersja narodziła się z przypadku i potrzeby w latach 50. XX wieku. To właśnie wtedy, po wojnie koreańskiej, właścicielka małego baru w Seulu, Ma Bok-rim, miała przypadkowo upuścić kluski do ostrego sosu na bazie pasty gochujang. Efekt okazał się tak pyszny, że zrewolucjonizował koreańską scenę kulinarną na zawsze.
Dziś Tteokbokki to kulturowy fenomen, który ewoluował w dziesiątki wariantów – od połączeń z zupką instant (Rabokki), po nowoczesne, kremowe odsłony (Rosé Tteokbokki). Ja jednak najczęściej wracam do klasyki, którą Wam dziś prezentuję. To wersja, którą Koreańczycy przygotowują w domach – bogata, sosu jest w niej dużo, a jej sekret tkwi w jednym składniku: domowym bulionie. Nie martwcie się, to nic skomplikowanego! Chodzi o prosty wywar, który nadaje całości niesamowitej głębi i odróżnia dobre Tteokbokki od absolutnie genialnego. A najlepsze jest to, że gęstego, aromatycznego sosu zostaje na tyle dużo, że można w nim maczać inne pyszności – smażone pierożki, warzywa w tempurze...